Bieszczady… Ukochane od dawna… Czy coś może zaskoczyć
człowieka w miejscach, które zna się „jak własną kieszeń”?
Kroki po raz n-ty odmierzają wejście na Tarnicę, dostojnie królującą nad
połoninami i zieloną bukowiną, okrywającą górskie zbocza. Ze szczytu wzrok
łapczywie sięga w kierunku marzeń, gdzie na horyzoncie wyróżnia się
strzelistością najwyższy punkt całego bieszczadzkiego pasma – Pikuj,
położony już za ukraińską granicą. Tyle razy przez wiele lat spojrzenie
biegło w tamtą stronę. Teraz świadomość: za kilkadziesiąt godzin nogi TAM
staną. Uśmiech i rzut oka na krzyż, wieńczący Tarnicę. Wzrok dłużej
zatrzymuje się na tym znaku wiary, jednak dziś nie tyle na jego metalowych
ramionach, co raczej na podstawie, a właściwie kamiennej tablicy
umieszczonej pod krzyżem. Oczy patrzą na napis upamiętniający obecność tutaj
przed laty Karola Wojtyły, zwłaszcza na piękny fragment z Ps 121: „Wznoszę
swe oczy ku górom: skąd nadejść ma dla mnie pomoc?” I przychodzi zamyślenie…
Tak dużo wątpliwości i niewiadomych w sercu. Skąd nadejść ma pomoc, Panie?
…
Godziny mijają, choć po ukraińskiej stronie trochę inaczej niż po polskiej
zegarek odmierza czas. Szlak praktycznie pusty, a bezkres panoram ze szczytu
Pikuja zapiera dech i budzi pokorę. Dwa krzyże, nieco inne niż te dobrze
znane, bo jeden z dodatkową – „prawosławną” belką. Obelisk i figura
Chrystusa, a u jej stóp tablica – widać, że nowa, z 2017 roku. Tak jakby
ktoś specjalnie umieścił ją teraz, ku pokrzepieniu ducha. Zapisane cyrylicą
świadectwo ukraińskiej modlitwy, wysłuchanej przez Niebo. I znów fragment
Psalmu, tym razem 125: „Kto ufa Panu, jest jak góra Syjon, nigdy się nie
poruszy”. Oczy spoglądają w kierunku Tarnicy, a serce słyszy odpowiedź na
pytanie tam stawiane. I pojawia się myśl, że Ktoś połączył Słowa ponad
granicami, szczytami i urwiskami… A serce zaczyna rozumieć: to w ufności
jest droga.
Bóg lubi budować mosty – między chwilami, wydarzeniami, a zwłaszcza miedzy
ludźmi. Jakże ważne jest, byśmy chcieli po tych mostach chodzić.
ms do góry